Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak płynęliśmy cicho czas jakiś, tylko im więcej wzmagał się łoskot fali, tem bardziej twarz jej cisnęła się do mojej piersi.
Tymczasem niebezpieczeństwo wzrastało ciągle, próżno ściągnięto wszystkie żagle, łódź biegła coraz szybciej wbrew sterowi, niesiona wichrem. Ludzie nasi modlili się głośno, gdy nagle bałwan olbrzymi o mało nas nie zatopił.
— Boże! my zginiemy tutaj! zawołała Łucya, siląc się powstać.
Spojrzałem na nią ponuro i namiętnie razem.
— Zginiemy, odparłem spokojnie, wola twoja rozdzielić nas nie potrafi, zginiemy razem.
— Oh! nie, mówiła drżąca, zasłaniając oczy rękoma, ja umierać nie chcę nawet z tobą, ja umrzeć nie mogę, Alinka...
To dziecię wiecznie stało między nami, czułem, żem je znienawidził; nigdyż choć na chwilę jedną, zwyciężyć jej wspomnienia nie mogłem. Dla tego wyrzekłem z stłumioną wściekłością.
— Więc po cóż splątały się życia i serca nasze, jeśli nawet przedśmiertnej myśli dać mi nie możesz. Tyś święta, nieskalana jak śniegi. Wola twoja nawet pozostała czystą, oparłaś się pokusom serca i nadziei. Czemuż nademną jednym nie masz miłosierdzia? czemu mi odbierasz to, co nie ty dajesz, co mi daje sam Bóg — śmierć twoją.
Spojrzała na mnie przerażona, kładąc zwolna na czoło znak krzyża, nie wiem czy bronić się chciała przed niebezpieczeństwem, czy przed moim wzrokiem.
— To napróżno, rzekłem, nie ma ratunku, ja czuję że nie wyjdziem żywi z tej łodzi. Ale nie trwóż się, wszakżeś niewinna. Grzeszna pokusa samobójstwa nie weszła nigdy w czyste koło myśli twoich, tyś nie szukała, nie pragnęła śmierci. Tylko jeżeli kochasz, dodałem mięk-