Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten piękny, ten rozkoszny dzień boży. Pozwól mi tak pozostać, aż rozkosz odbierze mi zmysły na zawsze, aż zatracę pamięć o sobie — aż chwila ta pochłonie ducha mego.
Dziwna, wówczas pragnąłem szaleństwa, nie śmierci; zanadto dobrze było mi na ziemi, pragnąłem tak pozostać na wieki, choćby marzeniem tylko, i żeby ten obraz pozostał mi w myśli na zawsze złudną rzeczywistością, gotów byłem ducha zaprzedać. Łucya milczała, ale twarz jej jakby przyciągana siłą pragnień moich pochylała się ku mnie powoli, aż usta jej spoczęły na moich ustach, i razem dwie łzy gorące padły mi na czoło i stoczyły mi się po twarzy. To był pierwszy jej pocałunek, zmięszany z piołunem łez.
— Miej litość, szepnąłem błagalnie, gdym potrafił przemówić, czyż nie widzisz, że skonam bez ciebie.
Ale ona położyła mi rękę na ustach, a drugą rozgarnęła mi włosy na czole, tak samo jak to czyniła Alince, a głos jej brzmiał mi w uszach, pieszczotliwy a łzawy. Poczęła mi mówić wiele rzeczy, których nie zrozumiałem, zasłuchany tylko w brzmieniu jej głosu. Jedyny wyraz, jaki mogłem zrozumieć: „Jestem twoją na zawsze,“ nie wyszedł z jej ust. Zresztą cóż dla mnie znaczyć mogły inne słowa; musiała mówić o cnocie, obowiązkach, o mężu, córce, poświęceniu; miała słuszność zapewne. Jam cierpiał.





III.

Tak przeszedł ten dzień marzony; o zachodzie słońca, którego ranne promienie budziły mnie nadzieją, byliśmy rozdzieleni niepowrotne, chociaż obok siebie. Czułem to,