Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w księdze życia, jak wieczny symbol ludzkości, jak niedokończony akt wiary. Wyrzekłem je i zadrżałem przed dźwiękiem własnego głosu, nie śmiałem spojrzeć na nią i zamknąłem oczy instynktownie, bo w myśli mojej otwierały się jakieś otchłanie. Ona pozostała na miejscu, jak gromem rażona, i nastała cisza taka, żem mógł rachować uderzenia serc naszych. Nie mogłem znieść jej dłużej, a nie znajdowałem już głosu w piersiach; czułem tylko jej wzrok na sobie.
— Czyś pan tak bardzo szczęśliwy, wyrzekła w końcu, że sam uparcie szukasz cierpienia, a głos jej dźwięczał cichy i wyraźny, jakimś serdecznym echem, i wrócił mi odwagę i siłę.
Podniosłem czoło, i zatopiłem w niej wzrok tak pewny i dumny, iż pojęła, że się nie cofnę przed męczarnią nawet; w tej chwili odnalazłem samego siebie i wyspowiadać chciałem wszystkie tajemnice ducha mego, długo tłumione uczucie wybuchało jak lawa potokiem palącym. Łucya zrozumiała to widać, bo wzrok jej stał się błagalnym prawie, a ręka spoczęła na moich ustach, jakby zamknąć je chciała przemocą rozpaczną. Napróżno, ni słów, ni chwili minionej, cofnąć nie podobna. Otworzyłem przepaść pod stopami naszemi, trzeba nam było zmierzyć ją odważnie; prędzej czy później godzina ta nadejść musiała, odkładać jej nie chciałem. Po raz pierwszy może głuchy byłem na jej wolę; pochwyciłem tę rękę, która mi milczeć kazała, i przyciskając ją do ust, zwilżyłem namiętnemi łzami. Com ja jej mówił wówczas? nie pamiętam, — wiem tylko, żem całe serce miał na ustach, że życie skupiło się w słowach, i miały one nieprzepartą wymowę silnych uczuć, ożywczą siłę przekonania, bo dłoń jej coraz słabiej wyrywała się z rąk moich, wzrok zachodził łzami i zapalał się jakimś ogniem wewnętrznym.
— Czemu? spytała z gorączkową siłą, mówisz mi