Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiedząc o tem, stałem się jej cieniem, bezmyślnie zwracałem się ku niej, szedłem za jej krokami w jakimś stanie jasnowidzenia, czy snu na jawie...
Ileż razy wśród nocy nieskończonych, pełnych marzeń szalonych, burz niepohamowanych, wybiegałem na wieżę, party niepojętą żądzą, by ujrzeć choć światło migające w jej oknie, choć martwy przedmiot, na którym spoczęła. Gotów byłem całować ślady jej stóp na piasku. A ona? — Ona, wśród żądz i burz, wypływała w myśli mojej, jasna i mglista jak promień księżyca, jak biały anioł smutku i nadziei; wzrok jej głęboki panował nademną; szalony uspakajałem się pod jego wpływem, i piersi wzburzone nie wydawały jęku ni głosu. Rozgorzały, milczałem. Czemu przyszedł dzień, gdziem milczeć przestał?.. nie wiem. Nie obrachowywałem nic, nie rozumowałem prawie, nie miałem nadziei, ni myśli wyraźnej. Siły ludzkie nie są niewyczerpane... najdumniejszy jęknie wśród męczarni.
Przyszła chwila, gdziem musiał przemówić, lub — skonać!...





II.

Byliśmy sami, jak zwykle, na ganku, gwiazdy blado jaśniały na niebie, a po wodzie biegały fosforyczne światła, i przypływ morza szumiał po skałach, oblewając je co chwila ognistą falą. Patrzyłem na to długo osłupiały i niemy, aż w oczach poczęły mi się krzyżować dziwne światła, fala krwi ścisnęła mi serce, i usta wyrzekły to wielkie słowo, które pokolenie za pokoleniem syllabizuje