Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szłości, i na sam widok tego pisma stałem się znowu namiętnym i szalonym jak dawniej.
W tej chwili śmiech Maryni wstrząsnął mną i zbudził do rzeczywistości; dziewczyna widząc, że nie zważam na nią, przybliżyła się na palcach, i znienacka sięgnęła po ten list, co był przyczyną roztargnienia mego, śmiejąc się srebrnym śmiechem niewiadomości. Zerwałem się gwałtownie, odpychając ją bezmyślnym ruchem, a wzrok mój musiał odbijać zmącone myśli wyraźnie, bo dziewczyna cofnęła się zdziwiona i przelękła. Spojrzałem na nią opamiętany trochę, i dziwna; rysy jej delikatne napiętnowane niewysłowioną słodyczą wydały mi się teraz pospolite i płaskie. Zniechęcony, zwróciłem się w inną stronę, wiodąc w koło niepewnym okiem, bom nie poznawał już samego siebie. Słońce zaszło od dawna, sposępniał horyzont, wiatr smutnie szeleściał wierzchołkami drzew. Marynia odeszła zasmucona, woń wesela uleciała mi z serca, a natomiast żar co tlił mi w piersi przysypany popiołem czasu, oddalenia wybuchał niepohamowanym płomieniem, topiąc wszystkie inne uczucia. Tylko głębokie i smutne oczy matczyne, tkwiły we mnie, niepokoju i miłości pełne. Nie mogłem znieść tego wzroku, i uciekłem daleko, pilno mi było zajrzeć sam na sam, w głąb mego ducha, popuścić wodze wspomnieniom, zrzucić kłamany spokój nakazany twarzy, i ukryć łzy namiętne, co drgały mi na powiekach gryząc oczy palącą goryczą. W głębi szpaleru rzuciłem się na wilgotną murawę, i przyciskając czoło do ziemi, zagłębiłem się w ten chaos wspomnień, które jak widma zbudzone z grobowego uśpienia, otaczały mnie nieubłaganem kołem. I myśl uniosła mnie w lata dawne, w kraje cudze, w przeszłość.