Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wałem koniecznie znać miarę nieszczęścia mego, by z niem walczyć, by przeciw niemu oddziałać; ja nie mogłem w tej gorzkiej czarze pozostawić nawet jednej kropli. Dlatego też może myśl powrotu do dawnego życia, bez dokończenia tej smutnej powieści, była mi nieznośną. Ja musiałem wprzód dowiedzieć się, co się z nią stanie i nie mogłem odzyskać samego siebie, dopókim tego nie wiedział.
Wczoraj, jak zwykle, siedziałem w oknie mego mieszkania w hotelu, patrząc bezmyślnie na ruch nieznanego miasta, którego pospolitsze twarze wraziły się już w pamięć moją, patrzyłem machinalnie — gdy nagle w odkrytym powozie ujrzałem Stasię. Z początku nie dowierzałem oczom swoim; ale powóz zatrzymał się przed sklepem naprzeciw okna mego. Wyskoczył z niego ten młody kuzyn Stasi, którego spotkałem, wyjeżdżając z Zalipnej, i podał rękę pannie Rozalii; na końcu wysiadła Stasia, wsparła rączkę na jego ramieniu, zamienili uśmiech, spojrzenie, i weszli do sklepu. Ja patrzyłem ciągle, choć zniknęli mi z oczów. Cóż to znaczyło wszystko? co znaczył ten uśmiech, to spojrzenie?..
Skryty za firanką, czekałem jej wyjścia, w stanie który trudno opisać; ale ukrywałem się napróżno. Stasi nie przyszło nawet na myśl podnieść oczów na to okno będące naprzeciwko, za którem wzrok mi się palił, serce biło szalenie. Ona, piękniejsza niż kiedykolwiek, wesoła, uśmiechnięta, z żywym rumieńcem na twarzy, zajęta była tylko kuzynkiem. Gdy wsiedli do powozu, dojrzałem jak ścisnęła rękę jego, i piekło zawrzało mi w duszy; uczułem w sercu ten ból nieomylny, który nas ostrzega o innej miłości istoty na którąśmy liczyli. Henryku, oni się kochają!... Próżno zapytuję siebie, czy to być może, by ona kochała tę bezmyślną lalkę? czuję że fakt istnieje.
Zbrakło mi dotąd tej ostatniej kropli goryczy, która zatruwa nawet boleść moją, mieszając do niej jad wściekłości i pogardy. Dziś, w obec strasznej rzeczywistości,