Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja powinienem zostawić was w spokoju, wrócić jej wolność, oddać ją tobie. Czy nie tak? wszak ciebie wybrała?
Rzeczywiście, w tej chwili ta jedna tylko droga otwartą przed nim była.
— Więc stracę ją nazawsze, mówił dalej, i tu znowu głos mu zamarł i łkanie gwałtowne wydarło się z jękiem z jego piersi.
Łzy jego i ból miały coś niewieściego w sobie. Lucyan nie był stworzonym do cierpienia — i cierpieć nie umiał.
— Nie! nie! zawołał po chwili, wyciągając do mnie ręce złożone. Ty tego nie możesz wymagać odemnie, ty nie wiesz czem jest dla mnie ta miłość; ty pewno jej tak jak ja nie kochasz, bo inaczej zabiłbyś mnie prędzej, niż odstąpił Stasi.
Te słowa były w logice wypadków i charakteru Lucyana i powinienem był na nie być przygotowanym; oszukiwałem sam siebie, jeślim się łudził nadzieją. Więc on bezsilny, samolub, on niewolnik cierpienia, śmiał sądzić serce moje, i ponieważ oko moje było suche, sumienie nie zachwiane, śmiał wyrzec że jej nie kocham!?
Wszystko to było w myśli mojej, gdym mierzył smutnym, prawie litośnym okiem tę istotę bez hartu. Nie, Stasia kochać go nie mogła nigdy!
— Lucyanie, rzekłem smutnie, uspokój się. Powtarzam ci, że gotów jestem uczynić wszystko czego żądać będziesz.
— Jerzy! zawołał, ty zawsze byłeś dobry i szlachetny; ty widzisz że ja bez Stasi żyć nie mogę!
— Nie mówmy o Stasi, przerwałem gwałtownie, bom pohamować się już nie mógł; ni ty, ni ja rozrządzać nią nie możemy. Tu chodzi o mnie tylko. Co mam uczynić?
— Czy to być może? zapytał, wlepiając we mnie