duchu nieskończonego szczęścia, jakie daje wiara we wszystko co wzniosłe. Jedno słowo w twoim liście przeraziło mnie. „Czułeś zmęczenie bytu, ty, tak pełen energii i sił żywotnych. Więc aż do tego doszło? Czyż nie czujesz że ty się tam zabijasz, jeśli nie fizycznie, to moralnie? Duch taki jak twój kona pod naciskiem cierpienia, a ludzie tylko litować się będą nad rannym Lucyanem, nad zdenerwowaną Stasią. Dziwnem jest zaprawdę, dlaczego ci co mają współczucie nad bólem fizycznym, nie wahają się zadawać mąk duchowi i siłę cierpienia mierzą jedynie uszczerbkiem jakie ono materyalnemu życiu przynieść może. Czy mamy w tem widzieć dowód, że nasza chrześcijańska społeczność dotąd w praktyce stawia ciało ponad ducha? Jestże to wynikiem tylko tego prawa, że co podpada pod zmysły, silniej porusza, niż to czego dostrzedz nie możemy?
Nasunąłeś mi na myśl te pytania, ty, którego nawidziło cierpienie pod najdotykalniejszą postacią. Nie potrzebowałeś wcielonej w chorobę formy boleści, by odczuć i zrozumieć jej siłę; a jednak niebezpieczeństwo Lucyana, wątłość organizmu Stasi nie oszczędziły ci i tego widoku. Rozumiem wszystko przez co przechodziłeś. Ty przecierpiałeś więcej niż człowiekowi przecierpieć wolno. Powracaj do nas czemprędzej!
Stało się, usłuchałem rady twojej: pomiędzy mną a Stasią jest przestrzeń i czas. Czy to dość Henryku, czy