Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mogę, nie chcę cię nienawidzieć, zawołała gwałtownie. Jerzy, ty wiesz że ja cię kochać muszę, że ja cię kochać będę zawsze...
— To próżne słowo, wyrzekłem z rozpaczą. Niepodobieństwo stoi między nami. Jeśli mnie kochasz, bądź godną mnie, dotrzymaj Lucyanowi danego słowa.
Wtedy smutna jej twarz rozżarzyła się dziwnym wyrazem, łzy oschły na płomiennem licu. Stasia przetworzyła się w jednej chwili i stanęła naprzeciw mnie z jakąś gorączkową energią.
— Nigdy, wyrzekła, nigdy nie będę niczem dla człowieka, który stanął na drodze mego szczęścia. Moje serce było twojem, masz prawo je zabić, lecz nie masz prawa niem rozrządzać i jak w spuściźnie oddawać drugiemu. Ty masz obowiązki dla niego, ja ich nie mam i mieć nie chcę. Słuchaj mnie: ja nienawidzę tego człowieka! Możesz mu oddać tę obrączkę, która mi cięży.
Wcisnęła mi ją w rękę gwałtownie i oddaliła się szybko, zostawiając mnie pod wrażeniem tych słów ostatnich.
Szła naprzód, nie kierując się ani ku dworowi, ani ku mieszkaniu Lucyana, wyraźnie sama nie wiedząc gdzie dąży. Śledziłem zdaleka jej krok gorączkowy: gdy nagle zachwiała się i padła, swyciężona strasznem wzruszeniem chwili.
Podniosłem ją nieprzytomną i nieprzytomnej mogłem powiedzieć wszystko, co przepełniało serce moje. Przyciskałem jej martwą kibić do piersi rozgorzałej namiętnością, wymawiałem w duchu wyrazy, które nigdy nie miały przejść przez usta. Lękałem się jej martwości, lękałem bardziej jeszcze chwili, w którejby otworzyła oczy, i zrozumiała żem zapierał się słów własnych, że boleść zerwała z mojej twarzy maskę heroizmu.
Jednak po chwili wróciłem do przytomności, pojąłem że potrzebowała pomocy, i niosłem ją na rękach jak