Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęście, mówiła łzawym głosem, patrząc na mnie przejrzystym wzrokiem miłości.
Nie mogąc znieść tego spojrzenia, które mi otwierało raj wzbroniony, zamknąłem oczy ogarniony zachwytem, mocując się z szaleństwem.
— Na Boga! zawołałem, nie patrz tak na mnie, bo doprowadzisz mnie do rozpaczy tylko, a nigdy do złamania obowiązku!
Ale Stasia nie zważała na słowa moje, może nie dosłyszała ich wcale.
— Ja nie pojmuję takiej miłości, mówiła namiętnie; ja nie pojmuję jak możesz poświęcać mnie i siebie, i skazywać na cierpienie bez końca, zaco? dlaczego? Ja także mam prawo mówić, gdy chodzi o przyszłość moją, mam prawo odzywać się do ciebie i zapytać: nacoś otworzył mi oczy i myśli, nacoś mi dał poznać siebie? Jerzy, Jerzy! ja nie chcę byś ty mnie poświęcał!
Stasia nie rozumiała dotąd cierpienia; była to dla niej straszna, niepojęta nowość, przeciw której oburzały się jej siły żywotne, jej młodość, jej nadzieje. Nie mogła pojąć życia rozpaczy, nie mogła pojąć by ono stało się jej udziałem. A ja, ja, którym ją kochał nieskończoną miłością, dla którego jej boleść była męką przechodzącą siły, musiałem ją wtajemniczać w to piekło beznadziejne, w które ją sam wtrącałem. Milczałem długo, stojąc przed nią jak winowajca z zaciśniętemi usty, by powstrzymać krzyk rozpaczy wyrywający się z głębi serca. Gdyby Stasia nie była dzieckiem, gdyby mogła zrozumieć siłę boleści mojej i niezłomność postanowienia, byłaby się ulitowała nademną. Ale ona tego zrozumieć nie mogła.
— Stasiu, wyrzekłem w końcu, wysłucham wszystkiego co chcesz mi powiedzieć; zawiniłem przeciw tobie tak strasznie, że muszę i powinienem przyjąć wyrzuty i skargi. Nienawidź mnie, jeśli ci to ulgę sprawić może, pomyśl żem niewart skarbu który odrzucam...