Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszedłem do pokoju Lucyana, odwracając wzrok od niego, zagłuszając sumienie myślą o niej jednej, niepewny sam co jej powiem, ale z postanowieniem niezłomnem, że ona głosu mego wysłuchać musi. Nie wiem, czy mnie zobaczyła, czy usłyszała szelest moich kroków, bo nie poruszyła się wcale i sztywnego wzroku nie zdjęła z Lucyana. Byliśmy sami w obec niego.
— Stasiu! rzekłem, zbliżył się do niej, głosem, który tłumiło szalone serca bicie, Stasiu! przez litość, odpowiedz mi, spojrzyj na mnie!
Usłyszała mnie: to było pierwsze słowo jakie wymówiłem do niej od dnia wczorajszego. Zadrżała i podniosła na mnie oczy wymowne smutkiem i miłością. Chciała przemówić, ale usta jej poruszyły się tylko bez głosu.
— Stasiu! powtórzyłem, zabijasz się tutaj.
— I cóż z tego? — szepnęła, — ja tak chciałabym umrzeć!
— Umrzeć, umrzeć! powtórzyłem gwałtownie. Zkąd mogło przyjść ci podobne słowo na usta? Nie masz prawa go wymawiać!
— Było mi tak źle na świecie, wyrzekła zaledwie słyszalnym głosem, tak straszno; powiedz mi, co działo się ze mną?
— Nie miałaś miłosierdzia nademną, mówiłem jakby porwany szałem; czyżeś nie czuła żeś i mnie zabijała?
— Ciebie, ciebie, powtórzyła, przyciskając serce, jakgdyby pęknąć jej miało. Jerzy, więc ty mnie kochasz?
Czułem, że życie jej było w tem pytaniu.
— Kocham! zawołałem z rozpaczą prawie, kocham cię, więcej niż obowiązek, niż sumienie! Kocham cię, choć to zbrodnia i szaleństwo! Ale słuchaj mnie, chodź ztąd, chodź natychmiast!..
Powstała w tej chwili posłuszna. Lucyan jęknął ci-