Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedziałem mu skinieniem głowy, bo nie mogłem przemówić.
— Panna Stanisława, ciągnął dalej, nadużywa w tej chwili nerwowych sił, wyczerpujących przyszłość; trzyma ciało w posłuszeństwie energią woli, bo na tej nie zbywało jej nigdy; ale reakcya przyjść musi, a im poźniej, tem będzie straszniejszą, bardziej śmiertelną. Po tylu wzruszeniach, które i tak dla jej organizmu są groźne, potrzebuje koniecznie spoczynku i ciszy.
— Powiedz to pan babce, wyrzekłem drżącym głosem.
— Panna Rozalia zupełnie straciła energię pod tym ciosem niespodziewanym; zresztą nie odebrała żadnej odpowiedzi od panny Stanisławy.
— Powiedz to pan jej samej, — rzekłem z rozpaczą prawie:
Lekarz spojrzał na mnie, zdziwiony niestosownością rady mojej.
— To napróżno, odparł. Zdaje się nikogo nie słyszeć, jest jakby zmartwiała, i to mnie najbardziej zastrasza. Stan ten uważam za bardzo groźny, tembardziej, że jest dla mnie niezrozumiały.
Zamyślił się głęboko.
— Powiedz mi pan, zapytał nagle, podnosząc głowę, czy ona bardzo kocha narzeczonego.
Wahałem się w odpowiedzi.
— Pytam o to, mówił dalej młody lekarz, patrząc na mnie swym przenikliwym wzrokiem, bo widzą w niej coś nienaturalnego, czego nawet niepokój wytłumaczyć nie może. Potrzebuję znać stan istoty, której nerwowy organizm tak wyłącznie podlega moralnym wpływom.
Pytanie postawione było bardzo wyraźnie, jednak odpowiedzieć na nie nie mogłem. Cóż miałem uczynić? Mógłżem tajnie jej czystego serca odkryć przed obcem okiem? mógłżem powiedzieć to co między nami nawet nigdy wy-