Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyanem, choć stanąłem już sercem i myślą. Czułem dobrze iż to był rodzaj podłości, bom spełniał duchem to, czego w czyn zamienić nie chciałem. Nie oszczędzałem siebie; kara tu była w grzechu samym, w upadku moralnym, jakim czułem się przygnieciony.
Są chwile, gdy zmordowani wierzymy w fatalność, w przypadek, w jakąś siłę opatrzną i ślepą zarazem, gdy nie mamy prawa lub możności działania, a nie możem pozbyć się nadziei i ufamy że spełni się samo, to czego zdziałać lub pragnąć nawet nie śmiemy. Ja w owej chwili przypadkowi poruczałem przyszłość, bom nie mógł uwierzyć by Stasia została żoną Lucyana. Ta myśl przelotna, prawie nieujęta, strasznie ukaraną została i uczułem że nie wolno nam wprowadzać w rachunek życia innej siły; nad wolę naszą.
Nie zamieniwszy słowa, dojechaliśmy do Zalipnej. Nie śmiałem pomódz Stasi zsiąść z konia; ona też szybko zeskoczyła sama i wbiegła do domu.
— A gdzież pan Lucyan? spytał stary Jan, widząc nas wracających samych.
Teraz dopiero obejrzałem się w około trzeźwiejszem okiem i pomyślałem o Lucyanie, dziwiąc się żeśmy go nie spotkali w drodze. Po chwili popłoch zrobił się pomiędzy ludźmi: koń bez jeźdźca powrócił do stajni.
Przykazałem zamilczeć o tem przed panną Rozalią i Stasią, a sam z kilkoma konnymi puściłem się jego śladem. Jednak nie pomyślałem o żadnym wypadku. Znałem jego zręczność i siłę; koń mógł paść, wyrwać się z ręki; sądziłem że go spotkamy niedaleko. Zresztą w owej chwili myśl moja i serce zawisły na ustach Stasi; było coś skamieniałego we mnie na resztę świata. Szukałem Lucyana bez niepokoju i trwogi, bez grzesznej nadziei nawet, słowem — bez żadnej myśli. Sumienie ocknęło się we mnie dopiero, gdym go ujrzał bezprzytomnego, leżącego we krwi na polu. Koń jego musiał się związać i paść,