Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stasia słuchała chciwie słów moich, wlepiając we mnie swe śmiałe, przejrzyste wejrzenie. Widocznie były to rzeczy zupełnie nowe dla niej, a jednak starała się je zrozumieć.
— Dlaczego, spytała w końcu powolnie, nikt nigdy dotąd w podobny sposób nie przemawiał do mnie?
— Byłaś pani dzieckiem, odparłem, a dziecku to mniej potrzebne, bo ono nie zależy od siebie.
— Sądzę jednak, wyrzekła, że dzieci dojrzewałyby prędzej pod wpływem słów podobnych, że toby je lepiej przygotowało do życia, do owej walki, jak pan nazywasz, niż samo posłuszeństwo i zdanie się na drugich.
Z dziwną szybkością Stasia zrozumiała całą doniosłość tej kwestyi i trafiła w jej jądro; mogłem mówić do niej nie jak do dziecka, do ładnej kobietki, ale jak do istoty dojrzałej.
— Kto żyje sam przez się, mówiłem, kto szuka, walczy i postępuje, może też błądzić i upadać, bo walka każda jest niebezpieczeństwem. Wszak to pani rozumie?
— Rozumiem, odparła uważnie.
— A każda omyłka, każdy błąd, ma swe konieczne następstwo, — karę.
— Dlaczego? -
— Bo inaczej nie byłoby doświadczenia. W karze tej leży moc uleczająca; dochodąc przyczyny cierpienia, uczymy się unikać powodów jego, bo złe jest tylko niewiadomością. Bóg urządził świat tak cudownie, że złe samo przez się niszczyć się musi, że siła rozumu i doświadczenia wiedzie nas do postępu.
— Jakież to piękne i jasne! zawołała Stasia. Ale wytłumacz mi pan, jakim sposobem tyle błędów trwa jeszcze.
— Bo dotąd świat nie przejrzał jasno i jak chore oko lęka się światła; bo złe wywoływało złe inne. Pokrzyżowały się niesprawiedliwości, tak iż pierwotnych przy-