Strona:PL Waleria Marrené-Jerzy i Fragment 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale w pierwszem wejrzeniu poznać można z góry, że tak powiem, wypadek wzajemnego stosunku władz i uczuć człowieka i ogólna summę wartości jego.
Miałem czas rozpatrzeć się w Stasi, bo młodzi ludzie szli, nie widząc mnie wcale, przez cały dziedziniec. Na kilka kroków od domu ona porzuciła nagle ramię Lucyana, z żywością dziecka pobiegła ku nam, jednym skokiem stanęła na ganku i przyklękając u nóg babki, jak rozpieszczona jedynaczka, całowała jej ręce.
— Czy nie gniewasz się, żeśmy cię tak odbiegli? — pytała srebrnym głosem, z przymileniem istoty, która wie zawczasu że wszystko jej wybaczonem będzie.
Ale mówiąc to, podniosła oczy i zobaczyła mnie niespodzianie; a przyznam ci się nawet, że zapatrzony w nią zapomniałem powitać. Podniosła się szybko zawstydzona, oblana rumieńcem, niepewna co ma począć z sobą.
— Swawolnico, mówiła babka, spoglądając na nią z miłością i dumą, swawolnico, idź powiedz Lucyanowi, że przyjechał pan Jerzy. Niech ci go sam przedstawi...
— Nie potrzeba żadnych przestawień, odparła Stasia, szybko przychodząc do siebie, z rodzajem śmiałości stanowiącej tło jej charakteru. Ja znam doskonale pana Jerzego; Lucyan mówił mi o nim tyle razy...
I podając mi rękę ze swobodą, w której się jeszcze trochę zmieszania przebijało, podniosła na mnie oczy ciekawie i zarumieniła się po raz drugi, zostawiając aksamitną rączkę w mojej dłoni, jakby nagłem ogarniona zamyśleniem.
Nadejście Lucyana wyrwało mnie z położenia, które zaczynało być kłopotliwe.
Takie było poznanie się moje z jego narzeczoną.
Zawezwano nas na herbatę i weszliśmy przez wielką sień do gromnej sali jadalnej, zajmującej całą szerokość domu i półkolem w ogród wpuszczonej. Sto osób mogło się w niej wygodnie pomieścić; stawiano ją widać na wiel-