Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Była przekonywająca wymowa w jego słowach, w spojrzeniu, jakiem ją ogarniał, w objęciu, którem cisnął ją do piersi.
— Powiedz mi tylko — mówił — że jesteś szczęśliwą, to jedno słowo mi wystarczy i przysięgam, że błogości tej chwili nic na świecie zamącić nie zdoła. Choćby przyszłość przyniosła mi same męczarnie, jeszcze nie powiem, abym ją okupił zbyt drogo. Przynajmniej jeden dzień, godzinę jedną żyję pełną piersią; osiągnąłem to, czegom pragnął, stanąłem na szczycie ludzkiej doli... kocham... jestem kochany. Każdy fibr nerwowy drga szczęściem, każda krwi kropelka szybciej krąży, a każda myśl potęguje uczucia, nadając im świadomość siebie. Szczęście moje nie jest to owa chwila, która przemyka i ginie, zanim je ludzie nazwać zdołają; ja chwytam ją za skrzydła, ja ją czuję, ja spoglądam jej oko w oko. I czegóż więcej człowiek pożądać może?
Słuchała go rozmarzona. Głowa jej opadła mu na ramię, powieki się przymknęły. Porwana wymową jego, ona także nie chciała myśleć ani o groźnem jutrze, ani o walkach przeszłości, ani o tem wszystkiem, co pozostawiała poza sobą. Ona także wraz z nim pochwycić chciała za skrzydła widziadło szczęścia, spojrzeć mu oko w oko i nazwać je po imieniu.
W tej chwili rozległ się przeciągły świst lokomotywy i pociąg ruszył, unosząc ich w tę przyszłość, której, pomimo wszystkiego, uniknąć nie mogli.

Koniec tomu pierwszego.