Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było zapewnić szczęście zupełne na przekór światu i ludziom, jak zapewniłoby jemu.
Jak bogacz nie rachuje się z wymaganiami swemi, bo wie, że je opłacić potrafi, tak on czuł w sobie skarby uczucia, zdolne przeważyć szalę na jego stronę, jakkolwiek znaczną była szala przeciwna. Posiadał dumę serca, znającego swą wartość, oddającego się bezpowrotnie i czującego się w prawie żądać równego oddania.
W miarę jak mówił, myśli jego się rozjaśniały, wyraźniej występowały zamiary, a mowa nabierała tej przekonywającej mocy, czyniącej z niego tak nieprzepartego szermierza w zapasach myśli.
Zwykle zimny i poważny, posiadał w chwilach stanowczych, gorącą wymowę wielkich trybunów i reformatorów. A teraz, wśród namiętnych przekonań trybuna, wśród potęgi wywodów filozoficznych społecznego reformatora dźwięczała struna miłości miękkiej, jak puch łabędzi, ognistej jak lawa wulkanu, sprzymierzała się ze wszystkiemi tłumionemi pragnieniami serca i wytwarzała wkoło niej atmosferę burzliwą, gwałtowną i rozemdlewającą, wśród której traciła zwolna hart, broniący ją dotąd.
Wymowa jego harmonizowała z tym spiekłym krajobrazem, spalonym od promieni słonecznych, ze skwarnemi podmuchami lata, z namiętną południową ciszą natury otaczającej, harmonizowały nadewszystko z jej własnem sercem, bijącem szybko, zmordowanem walką daremną.
Przyszła na nią chwila zniechęcenia i bezsilności. Zapytała samej siebie: na co walczyć, skoro zwycięztwa otrzymać nie można. Czuła niepodobieństwo obrony. Człowiek ten panował nad nią siłą intelligencyi, siłą namiętności, siłą woli wreszcie, nie rozłamanej skrupułem, wątpliwością, ani względem żadnym.