Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 183.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jestem szalona! — szepnęła — nie prawdaż? Na co myśleć o tem, co być mogło? na co marzyć? Daremnie wołam, że mi sił braknie... O to nie pyta nikt; życie biegnie swoją nieubłaganą koleją, nie troszcząc się o upadających.
Umilkła i stała czas jakiś zamyślona, jakby lękała się przestąpić próg tego domu i czuła, że tam, za nim, czyhało na nią nieszczęście.. Potem ścisnęła rękę Oktawii na pożegnanie i skierowała się ku drzwiom.
— Ja ciebie tak nie puszczę! — zawołała ta ostatnia.
— Nie lękaj się! — wyrzekła ze smutnym uśmiechem — nie jestem heroiną romansu, nie myślę o żadnym rozpaczliwym kroku. Ja chcę walczyć z prądem, który mnie unosi, i przynajmniej walczyć z nim będę do ostatka.
Oddaliła się wreszcie, bardziej znękana, niż przyszła. Wówczas łudziła samą siebie, że Oktawia poda jej jaką radę skuteczną, wynajdzie wyjście z położenia, którego ona dostrzedz nie mogła. Złudzenie to się rozwiało. Oktawia nie mogła powiedzieć jej nic, czegoby sama nie wiedziała, ani zmienić żadnego z czynników, które złożyły się na jej cierpienie.
Na całej rozmowie zyskała tylko pewne streszczenie położenia i nacisk na otaczające ją trudności.

∗             ∗

Helena zrozumiała, iż nie mogła rachować na nikogo i na nic, tylko na samą siebie. Przedświadczenie to dodało jej siły, jak to zwykle ma miejsce w energicznych naturach. Potrzebowała zebrać myśli, ale miasto otaczało ją gorączkowem wrzeniem, wszędzie snuły się tłumy zajęte lub ciekawe. Potrzebowała skupienia i ciszy i szukała ich daremnie