Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od kilku lat grywano w teatrze, ale pan Tytus należał do ludzi, którzy znajdują, że na świecie tyle jest smutnych rzeczy, iż nie potrzeba szukać ich aż na scenie, — nie bywał z zasady na dramatach.
A żona, jak na złość powtarzała pytanie swoje, wlepiając w niego oczy:
— Czy tak nie sądzisz?
Odebrała z rąk jego książkę, która otwarła się sama na scenę często widać czytaną, Amelii ze Zbigniewem w trzecim akcie, i przeczytała półgłosem:
„Ja jestem uboga, nie mam nic dać prócz łez.“
— Aha! — zawołał tryumfalnie pan Tytus, bo rzuciwszy okiem na karty, odnalazł w pamięci treść dramatu, — po co też stary Wojewoda żenił się z młodziutką Amelią? miał tylko to, na co zasłużył. I czegóż ty plączesz? Nas przecież nic podobnego spotkać nie może. Nieprawdaż, Helenko?
— A gdybym też — szepnęła zdobywając się na słowo stanowcze — gdybym ja była Amelią?
Nie dostrzegł, że wymawiając to, drżała, że serce jej biło, iż przez muszlin stanika można było widzieć jego uderzenia. rozsadzające piersi, i z zaślepieniem właściwem pewnym chwilom i pewnym położeniom, roześmiał się i wyrzekł:
— Ty? Amelią! prawdziwie masz nieoszacowane myśli! zkądżebyś ty miała być Amelią? alboż ci czego braknie? alboż cię nie kocham?
— Ale gdybym ja przestała cię kochać, Tytusie! — zawołała rozpaczliwie — pomyśl o tem!
Nie był zdolen odczuć akcentu prawdy w jej głosie, i z tą najwyższą dobrodusznością, śmieszną i wzruszającą zarazem, zapytał: