Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kalniejsza i dalsza, chociaż rzeczywiście... — zatrzymał się, jakby lękał się wypowiedzieć zbyt wiele.
A ona mówiła gorączkowo:
— Są przecież obowiązki jasne, niezaprzeczalne, względem których nie może być żadnej wątpliwości.
— Bez wątpienia, pani; tylko nie można żądać, by je wszyscy za takie mieli. A jeśli mierzyć je będziemy normą przyjętego obyczaju, to prawdziwie lękam się bardzo, byśmy po swojemu nie wpychali w płomienie wdów indyjskich.
— Jesteś pan nieubłagany! — szepnęła, daremnie usiłując ocalić jakąbądź zasadę przed rozkładającemi czynnikami jego dowodzeń — głosisz pan straszne teorye. Czy zastanowiłeś się kiedy nad ich niebezpieczeństwem?
Uśmiechnął się pogardliwie, z dumą Człowieka, którego wzrok i myśl nie cofnęła się nigdy przed żadną grozą, który miał zawsze i wszędzie odwagę swoich przekonań.
— I cóż ztąd? — wyrzekł. — Niebezpieczny lub nie, skoro problemat jaki istnieje, skoro sformułował się choćby w jednym umyśle ludzkim, przez to samo staje się on faktem, ma swoje racyę bytu. Gdybyśmy przez tchórzowstwo odwrócili od niego oczy, postąpilibyśmy jak te ptaki, co kryją głowę pod skrzydło na widok niebezpieczeństwa, sądząc, że zażegnali je tym sposobem. Przed konksekwencyą myśli cofają się tylko dzieci; ludzie dźwignąć ją powinni. Pani miałaś odwagę wypowiedzieć to kiedyś. Ja to pamiętam. Prawa rządzące światem nie stosują się do woli lub siły jestestw; jestestwa muszą się z niemi zgodzić lub zginąć. Jest to nieodwołalna konieczność. Mróz i słońce nie pytają o to, czy są zniszczeniem, lub czy budzą życie; takie samo, choć nie tak widzialne jest działanie praw moralnych.
— Ale czy problemata te nie powstają samoistnie