Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

temi rękoma. Widocznie pilno jej było zobaczyć go znowu, wypowiedzieć to wszystko, czego niewypowiedziała wczoraj, lub wypowiedzieć raz jeszcze. Serce jej przepełnione wzbierało na usta.
Wiedziała już, kto on jest; spoglądała ze zwilżonemi oczyma na tego człowieka o tak rozgłośnej sławie, który ukazał się wśród płomieni, jak anioł zbawczy.
January był bardzo blady, ręka, którą przesuwał po głowie Lucyana, drżała lekko; głos jego, gdy się odezwał, był także drżącym.
Ale Helena nie mniej od niego była zmieszana. Utraciła zupełnie ten dumny spokój, przyprowadzający go do rozpaczy. Patrzała na niego, jakby niedowierzała samej sobie, zmysłom własnym. I wówczas spotkała ten wzrok, pełny nieprzepartej, narzucającej się siły, przejmujący ją tajemniczą zgrozą, którego potęgi doświadczyła już dwa razy, z którego wspomnieniem walczyła.
Zabawił tylko chwil kilka, chciał tylko dowiedzieć się o jej zdrowie, odnowić wrażenia, jakie ich łączyły, zdobyć sobie prawo obywatelstwa w jej domu. Na teraz wiedział dobrze, iż było to wszystko, czego mógł żądać.

∗             ∗

Odtąd życie jego zmieniło się zupełnie. Odrzucił samotną pracę, do której był w tej chwili niezdolny i rzucił się gorączkowo w wir zajęć i trudności, jakich wymagało założenie nowego dziennika. Wszędzie był czynny, załatwiał osobiście wszystkie sprawy, jak gdyby pragnął omylić wyobraźnię, i zagłuszyć niezmordowaną działalnością namiętne pragnienia serca.
O pani Halskiej nie mówił z nikim, nawet z Ignasiem.