Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakto? ty nie wiesz?... doprawdy nic nie wiesz?... Słuchajcie! on nic nie wie!
A potem opowiadali ważne wypadki dnia, dodając naturalnie rozmaite waryanty, dla wyrobienia sobie wyobraźni i stylu.
Ignaś, wszedłszy do miejsca, gdzie współpracownicy i przyjaciele „Hasła“ zbierali się zwykle, dosłyszał imię Januarego, rozlegające się we wszystkich grupach, i stanął zdziwiony.
— A! Ignaś, Ignaś! — wołano ze wszystkich stron — on powie nam coś nowego.
Okrążono go z milczeniem ciekawości, a tylko niektóre niecierpliwsze głosy odezwały się:
— No, mówże, mów!
Ale Ignaś nie rozumiał, czego żądano od niego. Od rana nie widział się z Januarym i szukał go też właśnie.
Niewiadomości jego nie wierzono.
— Oh! nie udawaj; to się na nic nie zda — odezwał się Ewaryst, którego zarówno niepokoiło zerwanie Januarego z „Hasłem“, jak sercowe jego podboje — wiemy wszystko.
Jednak te magiczne zazwyczaj słowa nie wywarły tutaj żadnego skutku. Ignaś niecierpliwie wzruszył ramionami.
— W takim razie objaśnijcie mnie, bo ja nic nie wiem.
— Nic nie wiesz?
— Kłamiesz.
— To być nie może.
— Popatrz no mi tylko w oczy.
Te i tem podobne wykrzykniki odzywały się ze stron wszystkich.
Daremnie Ignaś wypierał się i patrzał w oczy każdemu po kolei, kto chciał tego; długi czas upłynął, zanim uwierzono jego niewiadomości.