Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawiązanego krawata. Należy się do niego lub nie należy, — środka nie ma.
— Ja przecież o tym świecie nie mówię.
— A o jakimże? Czy sądzisz, że są w nim stopniowania jakie? Każde większe miasto ma tyle światów, ile ma ulic i pięter, a żaden z tych światów nie chce być gorszym od innych, więc wszystkie mają jednaką sumę wymagań, odmiennych może trochę na pozór, ale w gruncie jednoznacznych. Tutaj, mój biedny January, służyć ci nie może, ani twój szeroki umysł, ani głęboka wiedza, ani geniusz. Rzuć-no, proszę, wszechstronne światło na plotkę towarzyską, nie wartą w gruncie szczypty popiołu; cała mądrość starożytności nie pomoże ci do ocenienia kroju sukni lub kapelusza; geniusz nie będzie ci służył za przewodnika w rozmowie, w której za grosz nie ma sensu; a samodzielność... samodzielność uchodzi tylko półgłówkom.
— Emilu! nie piszesz fejletonu, a ja nie jestem publicznością.
— Gdyby publiczność podobną była do ciebie, dawnobym już umarł z głodu; nie potrzebnie mi to przypominasz, wiem o tem dobrze. Otóż widzisz, świat a publiczność, są to dwie manifestacye jednejże siły, lub, jeśli chcesz, dwa stany jednego ciała.
— Zapewne tą siłą lub tem ciałem będzie głupstwo.
— Jak chcesz, o słowo spierać się nie myślę; a nawet chętnie przystanę na twoje zdanie, jeśli tylko zdefiniujesz mi głupstwo.
— To bardzo łatwo: głupstwo nie istnieje.
— Głupstwo nie istnieje! — zawołał Emil, zrywając się na równe nogi. — Jeżeli zrobiłeś podobne odkrycie, lub znalazłeś receptę na jego zniszczenie, kłaniam uniżenie. Nie wiem wprawdzie, czy wzniosą ci pomnik, jako dobroczyńcy