Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu w oczy z niedowierzaniem — więc ja się omyliłem? Na nic ci się nie przydam?
— Owszem! przydasz mi się, raz, jako fejletonista do mego dziennika, a powtóre, potrzebuję poznać trochę szersze koło społeczne, niż dotąd; możesz mi być przewodnikiem.
Emil popatrzał przez chwilę badawczo na Januarego, jakby pytając: „Czyżbym się omylił?“ Potem machnął ręką.
— Kto tam ciebie obrachuje! — zawołał z wszelkiemi oznakami złego humoru.
— Nie potrzebujesz bynajmniej mnie obrachowywać — odparł z chłodną dumą zagadniony.
— Ha! więc ty chcesz poznać tę cząstkę społeczeństwa, którego nie znasz?
— Czy cię to dziwi?
— Z twojej strony nie zdziwiłoby mnie nic... nawet. . . Ale nie chcesz, bym o tem mówił. Chcesz poznać pewną cząstkę społeczeństwa... Jużcić nie chodzi ci o świat książkowy, — przewertowałeś go cały tak, że największa biblioteka niczem jest wobec twego mózgu; ani o świat studentów, burszów, molów, hołyszów — bo, z przeproszeniem nas wszystkich, jesteśmy w nim po uszy; ani o świat uczonych, — masz przecież wstęp do niego, gabinety mędrców otwierają się przed tobą, korespondujesz z niejedną potęgą intelligencyi. Chodzi ci więc o ten świat, który sam siebie nazywa światem poprostu, nie uznając wobec siebie żadnego innego, czyli o świat par excellence. Czy nie tak?
— Być może.
— Otóż ten świat, January, nie jest dla ciebie stworzony, ani ty do niego. Ten świat jest wyłączny, określony, pełny formuł, nieubłagany w ich spełnianiu; daruje ci niewiadomość najelementarniejszych rzeczy, lecz nie daruje źle