Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmysł, nie opuszczający go nigdy, kazał mu spojrzeć po innych twarzach i spotkał na nich najsprzeczniejsze wyrazy. Na jednych widać było znudzenie lub zajęcie się zupełnie czem innem; na drugich — uwagę, podziw, niesmak nawet, jak gdyby słuchając dźwięków, nie mogli pojąć ich znaczenia. A jednak znaczenie to było tak jasne dla niego — i dla tej kobiety, iż pod światłem nagle zapalonego gazu spotkały się ich oczy, zrozumieli się wzajem.
Była to chwila przelotna a niezapomniana. Orkiestra umilkła wśród zciszającego się pianissima, które skonało dźwiękiem zaledwie pochwytnym, rozpłynęło się w ciszy i w mgle wieczoru, jak głos ukochany, kiedy pomiędzy nim staje przestrzeń — oddalenie — czas, kiedy dźwięczy on tylko w głębi pamięci. Przez moment jeszcze te żałosne echa drgały, przeniesione ze strun słuchowych do strun serca; — słuchało ich się, chociaż trwać przestały.
Wówczas to January i Helena spojrzeli na siebie, a spojrzenia ich, goniące jednako to, co nie istniało, spotkały się i odbiły spotęgowane wrażenie, odnalezione w drugich źrenicach, w drugiej myśli, w drugiem sercu. To wspólne wrażenie spokrewniło ich sobie, jakby wyczytali wzajem i wypowiedzieli sobie wszystkie marzenia, jakie kiedykolwiek wzruszyły ich piersią, wszystkie gwałtowne pragnienia, drzemiące, zgłuszone w głębi serc. Była to chwila krótka, przecież niepowrotna. Ani on, ani ona, nie zdali sobie sprawy z jej trwania; a kiedy odezwały się skoczne tony jakiegoś tańca i rozerwały niemiłosiernie przędzę marzeń, snującą się pomiędzy nimi, oczy ich rozbiegły się nagle, jakby przysłonił je obcy przedmiot.
Helena powstała z krzesła. Chciała odejść; ta muzyka wesoła i skoczna, sprawiała jej nieokreśloną przykrość.
Zatrzymał ją obok siedzący pan Tytus.