Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Emil wypowiedział rzecz bardzo logiczną, a alternatywa ta zarysowała się w całej grozie w umyśle nieszczęśliwego redaktora. Więc też w interesie ludzkości, czy też swoim własnym, zawołał:
— To trudno! ja się z nim porozumieć muszę.
Było to istotnie heroiczne postanowienie.
— Prawdę mówiąc — wyrzekł Emil, który posiadał dość dziennikarskiej praktyki, — on jeden zdołałby nadać pismu naszemu ten charakter, tę siłę, co to zdobywa sobie czytelników.
Karol słuchał go, przygryzając wargi.
— Ha! — wyrzekł z podwojoną determinacyą — trzeba się z nim porozumieć. Idź Emilu, przygotuj grunt, powiedz mu, że pragnę jego współpracownictwa, że... słowem... rozumiesz.
— Rozumiem, rozumiem — mówił uszczęśliwiony tą delikatną negocyacyą fejletonista.
I naglony przez redaktora, wyszedł czem prędzej, ażeby natychmiast rozpocząć stosowne rokowania.

∗             ∗

— Gdzie January?...
— Czy nie widzieliście Januarego?
— Czy go niema tutaj?
— Czy nie był jeszcze?
— Co się z nim dzieje?
— Szukano go wszędzie z redakcyi „Hasła“.
— Sam Karol dowiadywał się o niego.
Pytania te rozlegały się nieustannie w restauracyi, w której codziennie jadał obiad z Ignasiem; powtarzali je na przemian: Ewaryst, Konrad, Emil, Seweryn i całe kółko