Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja chcę, żeby ideje moje przesiąkły w życie i krew narodu; chcę obalać i budować według myśli mojej gmachy, w których jednostki będą cegłami, ideje cementem... gmachy ku przyszłemu szczęściu ludzkości. Ja chcę panować nad duchami, chcę, by w przyszłości zaklinano się na mnie, przysięgano na mnie.
Oparł głowę na ręku i spoglądał na zgromadzonych, a w oczach mu połyskiwały nie iskry zapału i miłości, ale chłodne, przeszywające, jak stal blaski dumy.
Przez chwilę siedział zatopiony w myślach, z dumnie przyciętą wargą, z wzrokiem zgubionym w przestrzeni. Potem powstał, wyprostował się, jak atleta, gotujący się do walki.
— Ha! — wyrzekł — tracimy tylko czas na próżne słowa.
— Dokądże się tak śpieszysz? — zapytano.
— Gdzie? do pracy, do pióra. Oto broń moja; a jakkolwiek broń to dzisiaj zużyta i stępiona, nie wynaleziono jeszcze na jej miejsce żadnej innej. Chodźmy, Ignasiu.
Słowo to rzucił z rodzajem rozkazu satelicie swemu.
Ignaś powstał natychmiast, przywykły snadź spełniać zawsze wolę Januarego, po chwili jednak zawahał się, przypomniawszy sobie jakieś inne zobowiązanie.
— Daruj — wyrzekł nieśmiało — mam rozmaite interesa do załatwienia.
— Aa — odparł przeciągle — pewno znowu zlecenie panny Jadwigi. Ustępuję jej pierwszeństwa, ma się rozumieć... Tylko pamiętaj Ignasiu, że tym sposobem nigdy nic nie napiszesz i nie postąpisz na krok jeden; gdyby panna Jadwiga kochała cię, powinnaby przynajmniej choć to zrozumieć.
Wzruszył ramionami z najwyższym gniewem, nasunął kapelusz na oczy i wyszedł. Miał zwyczaj po obiedzie dy-