Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przyznaję, że wolę stokroć kobietę wschodnią, niż tę, jaką wytworzyła nasza cywilizacya, wolę zasłonę narzuconą na twarz, niż na myśli; pierwszą można podnieść dowolnie, gdy druga przyrasta do substancyi mózgowej.
— A więc dobrze — zawołał Konrad — wyobrażam sobie Januarego u stóp zakwefiowanej odaliski. Pyszny materyał powieściowy! Koloryt wschodni: niebo ogniste, w głębi kilka palm, kilka garbatych wielbłądów i białe łono namiotów. January wśród zaczarowanego ogrodu, którego opisu zbyt uboga wyobraźnia pożyczyć może z tysiąca i jednej nocy. January przemawia do swojej tajemniczej piękności tym językiem, tak pełnym dosadności i logiki, który jednak, na mocy prawa, iż sprzeczności stykają się z sobą, graniczy niekiedy z paradoksem, a którym, jak widzimy, włada po mistrzowsku. Nie można ręczyć, czy odaliska zrozumie go dokładnie. On powtarza jej, naprzykład, owo pyszne porównanie o rzezańcach istotnych i rzezańcach umysłowych, o zasłonie na twarzy i na duszy. Odaliska, co nigdy w życiu nie słyszała ani o ideach, ani o duszy, nie może pojąć, co to ma znaczyć. Ale natomiast rozumie, iż wzbudza miłość i ciekawość, i bądź to z powodu usposobień dziedzicznych, bądź nabytych, wie, że ciekawość, a nawet miłość, będąca także rodzajem ciekawości, podżeganą bywa oporem. Upiera się wiec zachowywać zasłonę, z po za której błyszczą tylko źrenice namiętne, pełne słodkich obietnic... January prosi, błaga, aż wreszcie z łagodną przemocą zdziera zasłonę i... o nieba! staje osłupiały. Niestety! ujrzał tę twarz, którą marzył niebiańską, pomalowaną wszystkiemi kolorami tęczy.
— Oh! — wtrącił January, słuchający dotąd z uśmiechem tej improwizacyi o sobie, — ażeby zobaczyć coś podobnego, nie potrzebuję puszczać się aż na daleki Wschód;