Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 022.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Powitał wszystkich, usiadł na zwykłem miejscu, kazał sobie dać obiad i, nie mieszając się bynajmniej do drugich, jadł potrawę po potrawie. Czy myślał o „Haśle“, o propozycyi odebranej, czy o małżeństwie Ignasia, — trudno było odgadnąć...
W koło tymczasem toczyła się rozprawa o stosunkach literackich, a zwłaszcza o „Haśle“, świeżo założonym dzienniku, którego wszyscy byli współpracownikami.
January do rozpraw się nie mieszał.
Ignaś zauważył ten dalszy symptomat niezadowolenia z pewnym niepokojem i spoglądał w oblicze towarzysza, jakby oblicze to było słońcem, z którego on czerpał promienie.
— January — szepnął błagalnie — ty jeszcze gniewasz się na mnie.
January ściągnął ramiona, w sposób świadczący, iż żadne sprawy przyjaciela nie mogły go zaprzątać tak długo.
— Jestem zmęczony i głodny — odparł głośno, przysuwając sobie talerz, tylko co postawiony przed nim przez służbę.
— Zmęczony, — pochwycił Konrad swoim basowym głosem — tak, to nasz powszechny los, nas pracowników: zmęczenie, zmęczenie i jeszcze raz zmęczenie bez pożytku.
January spojrzał na mówiącego z rodzajem szyderczej litości.
— Nie myślałem się skarżyć — wyrzekł spokojnie — lubię pracę, praca idzie mi łatwo... a co do materyalnego wynagrodzenia...
Skinął ręką niedbale, jakby na świadectwo, że nie dbał o nie, że to, co posiadał, wystarcza mu aż nadto.
— Jednakże, — wtrącił sentymentalny Emil, u którego sentymentalizm bynajmniej nie wykluczał rachunku, — gdybyś się chciał ożenić...