Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ewaryst sterował wcale nieźle łodzią swoją wśród trudności życiowych. Przyznawano mu ogólnie nie tylko przymioty, jakie posiadał, ale i te, których nie miał zgoła, może dla tego, że umiał zająć takie stanowisko, że stokroć lepiej było mieć go za sobą, niż przeciw sobie.
Drugim z kolei, hucznie witającym Januarego, był Emil, trochę poeta, trochę powieściopisarz, trochę dramaturg, a najwięcej fejletonista, mistrz słowa, któremu do mistrzostwa brakowało jednej tylko rzeczy maleńkiej, lecz widać niekoniecznie potrzebnej — myśli.
Ale czyż to myśl ma być w każdym utworze? Powodzenie, jakiego używał, dowodziło, że jest to naddatek, bez którego doskonale obywać się można ... Poezye Emila odznaczały się tak wykwintną formą, taką harmonią rytmu, iż doprawdy nie potrzebowały wcale treści żadnej, ażeby zachwycać... A przytem był on wiekuiście natchniony, nawet bez żadnego przedmiotu, — natchnienie było u niego stanem chronicznym; jeśli więc poezye jego nie miały treści, komedye charakterów, a powieści sytuacyj, on za to miał zwyczaj czytać je tak pięknie w dobranych kółkach, mianowicie wielbiących go dam, głos jego był tak dźwięczny, deklamacya tak świetna, oczy tak szafirowe, spojrzenie tak magnetyczne, iż nawet tak złośliwy krytyk, jak Ewaryst, nie podawał w wątpliwość doskonałości jego utworów. Zresztą Emil miał zwyczaj w fejletonach, które podpisywał pseudonimem, wynosić pod niebiosa swoje utwory, mieszając z błotem nie tylko swoich współzawodników, lecz i wszystkich tych, którzy śmieli kiedykolwiek cośkolwiek przeciw niemu napisać lub powiedzieć, ztąd rzadko kto miał cywilną odwagę odezwać się z czemś podobnem.
Sprzeczność i dopełnienie tego mistrza o brylantowem słowie, nie mającego nic do powiedzenia, stanowił Konrad,