Strona:PL Waleria Marrené-January tom I 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cującemu, człowiekowi, nie mającemu zapewnionego jutra, żenić się!... lepiej sobie kamień uwiesić u szyi i rzucić się do Wisły.
— Przecież to, co zarabiam, wystarczy na utrzymanie rodziny; zresztą, mówiliśmy o tem tyle razy.
— Widać, że mówiliśmy za mało... skoro trwasz w swoich zamiarach i rozumujesz jak dziecko...
— Dlaczego jak dziecko?
— Utrzymanie masz dzisiaj, jutro zbraknąć ci go może, a cóż będzie wówczas?
— To już zbytnia ostrożność! przyjaźń twoja jest nadto przewidującą; tym sposobem nikt nie tworzyłby planów przyszłości.
— A przytem — ciągnął dalej nieubłagany January, — robić takie szaleństwo dla panny Jadwigi, która nie jest ani piękną, ani młodą nawet... bo ona nie jest wcale młodą, Ignasiu; wydaje się starszą od ciebie.
— To już moja rzecz, a skoro panna Jadwiga mi się podoba...
— Naturalnie, o gustach rozumować nie można, ja znajduję tylko, że twój jest najgorszy. Ale ta dysputu do niczego nie doprowadzi; chodźmy na obiad, jestem piekielnie głodny.
I nie zważając na przykrość, jaką temi słowami wyrządzał Ignasiowi, wyszedł pierwszy z mieszkania, pogwizdując jakąś nieokreśloną nutę. Ignaś szedł za nim. Przez chwilę trwało pomiędzy nimi milczenie, którego January przerywać nie myślał. Ciążyło ono jednak Ignasiowi, czuł w niem jawny dowód niezadowolenia towarzysza, i usiłował znów zawiązać rozmowę.
— Pisałeś dzisiaj? — zapytał.
Zamiast odpowiedzi, odebrał tylko skinienie potakujące.