Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wprawdzie nie był tak szalony, by chcieć zniweczyć konieczne działacze bytu, i gdyby śmierć Anielki spowodował przypadek, lub zwykła choroba, byłby ją przyjął i zniósł, jako warunek istnienia, przeciw któremu wszelki bunt jest daremnym.
Ale on wiedział, iż, w innych warunkach, ona byłaby żyła szczęśliwa; ale ta blada twarz, te usta ścięte śmiercią, z których nie wyszła nigdy skarga żadna, były dla niego wyrzutem. Wiedział dobrze, jaka była przyczyna jej choroby, a on tej przyczyny usunąć nie zdołał. I wobec spełniającego się faktu jej nieszczęścia, choroby, śmierci, znalazł się bezczynnym — gorzej jeszcze — bezsilnym.
Czyż nie on sam tę nieszczęsną miłość wypielęgnował? czyż nie obiecał, że zajmie się jej serdecznemi sprawami, że spokojną być może? Wszystkie obrachowania jego okazały się mylnemi; nie zdołał zapanować nad wypadkami; przeciwnie, one go zwyciężyły.
Myśli te paliły go, jak zarzewie. A w głowie powstawała jeszcze jedna wątpliwość, straszniejsza nad wszystko. Czy rzeczywiście uczynił wszystko, co mógł, dla przejednania Władysława? Czy duma nie była mu złym doradcą, i czy tym sposobem podwójnie nie przyłożył ręki do tej śmierci?
W żałobnym pokoju Helena była sama. January daremnie próbował ją ztamtąd odciągnąć. Wobec śmierci Anielki tracił nad nią swoją wszechwładzę. Ponury i zrozpaczony, zamknął się w swoim pokoju, zanim nadejść miała godzina pogrzebu. Z roziskrzonem okiem spoglądał w niebo błękitne, pogodne, jak patrzyli weń wszyscy spiorunowani tytani.
W uszach jego konał daleki gwar miasta, w oczach obrazy rzeczywistego życia. Wobec nich on był sam z gry-