Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

grona młodych, wpośród których zajmował widać stanowisko Nestora.
— O! January! zawsze January! — odezwał się ktoś drugi, zaledwie kilka lat młodszy, z delikatną czarną bródką, którą gładził starannie, — słysząc cię, Konradzie, możnaby pomyśleć, że on jeden ma talent na świecie.
— Z pewnością, że nam się z nim nie równać — mówił z przekonaniem zagadniony. — A co to za śmiałość! jaki polot myśli!
— Ręczę, że January, gdyby był pozostał pomiędzy nami, — wtrącił ktoś z boku — byłby także zmienił swój kierunek; kto wie, możeby kapitulował.
— On! January! nigdy!
— Co tu próżno mówić o tem, coby było? — zabrał znowu głos człowiek o czarnej bródce — gdyby był został tutaj, wytrwał na swojem stanowisku zagrożonem, to wówczas dopiero zmierzylibyśmy jego siłę. Ale cóż jego sławna redakcya? trwała parę tygodni, czy miesiąc zaledwie.
— Przecież pisywał i w twojem „Haśle“.
— No, tak! ale rozstaliśmy się z powodu zasad. Jego były niemożliwe!
Mówił to chłodnym, niemal zawistnym tonem, który przykro uderzył Lucyana i podrażnił mu nerwy w dziwny sposób.
— Okoliczności wyrwały go ztąd, w chwili najważniejszéj — wyrzekł Konrad — wiesz o tem dobrze, Karolu!
Zainterpelowany w ten sposób Karol pogładził znowu brodę pieszczoną ręką.
— Nie uznaję — odparł szyderczo — bohaterów, którym okoliczności stają nawspak i wyrywają zwycięztwo w najważniejszej chwili; kto ustępuje z placu boju, uznaje się pokonanym, i jest nim de facto.