Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jednak swoje postanowienie. Nikt mu się nie oparł wyraźnie, tylko Anielka podniosła główkę z ożywieniem niezwykłem, w oczach jej zadrżały niewyznane nadzieje. Ścisnęła mu rękę gorączkowo.
— Jedź! jedź! — wyrzekła cicho — i wracaj prędko, bo widzisz bracie, ja nie mam czasu czekać.

∗             ∗

Nazajutrz, Lucyan był w Warszawie. Pierwszy raz znajdował się w tem mieście, a jakkolwiek miał w niem kilku znajomych, do nikogo się nie zgłosił i zajął mieszkanie w pierwszym lepszym hotelu; potrzeba mu było pewnej niepodległości, a przytem nieszczęście, które czuł nad sobą, wkoło siebie i w sobie samym, odbierało mu pewność i śmiałość wobec ludzi.
Posłuchał pierwszego popędu i rzucił się do wykonania myśli, jaka mu się nasunęła nieprzeparcie; teraz dopiero, w samotności hotelowego pokoju, przychodziły mu na myśl wszystkie trudności nieokreślonego przedsięwzięcia. Przedewszystkiem: czego chciał tutaj właściwie? — Odszukać Władysława, zapytać go... a potem co? Zimny pot występował mu na czoło, na myśl o tem, co mógł usłyszeć.
Wobec tej nieustannej, nieokreślonej grozy, wiszącej nad nim, coraz trudniej było mu istnieć. Odszukanie jednak młodego człowieka, jeśli ten rzeczywiście znajdował się w Warszawie, nie było rzeczą łatwą; szczególniej dla obcego, nie obznajomionego z miejscowością. Nie mógł myśleć o szukaniu pomocy u znajomych, szczególniej u Ignasia, którego znał najlepiej; bo w takim wypadku musiałby zwierzyć się z powodami swojej podróży, swoich poszuki-