Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie potrzebujesz mi tego przypominać; pamiętam aż nadto, pamiętać będę do deski grobowej!
— Szaleńcze! — przerwała mu matka. — Oni nie mogą wymawiać ci nic. Niech wejdą w siebie wprzódy, niech zapytają, jakiem prawem wcisnęli się sami pomiędzy uczciwych ludzi.
— Ani słowa więcej! — wyrzekł namiętnie — wszak mi to przyrzekłaś, ty także matko. Spełniłem wszystko, coś chciała; wyjeżdżam dziś jeszcze; dotrzymuję ci umowy; mam prawo żądać, byś dotrzymała jej nawzajem, nie mieszała ich spokoju, nie podawała w wątpliwość dobrej sławy.
Wzruszyła wzgardliwie ramionami.
— Tego, czego ja się dowiedziałam, mogą dowiedzieć się i inni.
— Ale ci inni nie będą tobą, moja matko! Pamiętaj o tem: jedno słowo z ust twoich, a powrócę tutaj i wówczas przysięgam! działać będę na swoją rękę, nie oglądając się na nikogo, nawet...
— Nawet na mnie? dokończ! cóż znaczy matka?
— Nie! nie to chciałem powiedzieć — wyrzekł, usiłując pohamować swoje wybuchy. — Przez miłosierdzie, nie męcz mnie, nie doprowadzaj do ostateczności!... czyż nie widzisz, że jestem... zmęczony bardzo.
Milczała, patrząc na niego pół smutno, pół gniewnie.
— Ja nie mogę darować im twego cierpienia! — zawołała wreszcie głosem, w którym przebijały się łzy.
Była to tajemnica jej gniewu, jej zawziętości.
— Matko! matko! pomyśl, że oni o mnie to samo powiedzieć mogą. Bądźmy przynajmniej miłosierni jedni względem drugich. Nie zaogniajmy ran zadanych; nie czyńmy źle daremnie, kiedy i tak tyle złego sprawić musimy.
— Wiesz dobrze, iż mówię tu do ciebie jednego, że