Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

strachem, — nie! to być nie może! pan tego nie odgadniesz nigdy!
— Kto to wie! jeśli jesteś uparty w milczeniu Władysławie, ja jestem upartym także.
I nie czekając dłużej, nachylił się ku niemu i szepnął, nie spuszczając z niego oczu!
— Anielka!
Słowo to padło na niego, jak strzał; odebrał je w samo serce; bo zadrżał całem ciałem i upłynęła długa chwila, zanim zdobył się na odpowiedź.
Odpowiedź ta była pełna prostoty:
— Kiedy pan wiesz, po cóż pytasz?
Ta nieugięta duma podobała się Januaremu. Uśmiechnął się przyjaźnie.
— Bo może — wyrzekł zwolna — ta domyślność moja zmieni nieco twoje zamiary; może o tej zamierzonej podróży pogadalibyśmy wszyscy razem u mnie, przy herbacie.
Władysław patrzał na niego, nie rozumiejąc dokładnie.
— Jestem pewny — dodał — że Anielka na nas oczekuje i radaby się dowiedzieć, czy to wielkie postanowienie podróży nie może uledz zmianie?
Mówiąc to, z łagodną przemocą zwracał się ku stronie swojej, ale Władysław wyrwał mu rękę, szepcąc:
— To być nie może! to nigdy być nie może!
— Dla czego?
— Dla czego pan mnie pytasz: dla czego?
— Bo odgadliśmy cię wszyscy... czyż nie pojmujesz tego?... na twoją ofiarę przystać nie chcemy.
— Moją ofiarę? — powtórzył ledwie słyszalnym głosem.
— Bo wreszcie, jeśli chcesz wiedzieć wszystko, ofiara byłaby zobopólna; Anielka zgodzić się na nią nie może!
— Anielka! panna Aniela! — poprawił się natych-