Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słuchaczy, ale jako przyjaciel do przyjaciela. Wiesz przecież dobrze, iż jestem twoim przyjacielem!
— O! wiem, wiem! — zawołał gorąco.
— Więc mówmy szczerze.
Nie odpowiadał nic; ale frazes Januarego nie wymagał koniecznie odpowiedzi.
— Naprzód: dlaczego chcesz wyjeżdżać? — pytał dalej ten ostatni.
Władysław milczał.
— A powtóre: odkądże to próg mego domu parzy twoje stopy, że każesz mi się włóczyć po miejskich spacerach, jakbyśmy nie mieli spokojnego kąta, ażeby porozmawiać z sobą?...
— Daruj pan...
— Nie mam nic do darowania; widzisz, iż się nie gniewam, skoro tu jestem... tylko to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
Władysław spuścił głowę i czas jakiś tak pozostał, jakby usiłował sformułować tę odpowiedź, na którą przecież powinien był być przygotowany.
— No cóż! czy to tak trudno? — zaczął znowu January, przypatrując mu się z uśmiechem.
— A ja... ja chciałem właśnie błagać pana, byś mnie o nic nie pytał.
— A więc to tajemnica?
Młody człowiek dał znak potwierdzający.
— A gdybym ja spróbował ją odgadnąć?
— Odgadnąć!
Władysław pierwszy raz w ciągu rozmowy podniósł oczy na Januarego; oczy te były bardzo smutne i błyszczące.
— Odgadnąć! — powtórzył, patrząc na niego z prze-