Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie! nie! ja nie powiedziałam tego; ja nie pomyślałam tego nigdy! — zawołała gwałtownie.
— Bo widzisz! ty uczyniłaś mnie szczęśliwym, niewypowiedzianie szczęśliwym, Heleno! Ja chciałbym, żeby dzieci nasze równie szczęśliwemi były.
Nie przyszło mu na myśl, by ona cierpieć mogła, skoro on tego nie czuł. Jak dawniej, tak i teraz, indywidualność własna absorbowała go wyłącznie, nie zostawiała mu czasu na wejrzenie w drugich. Ile razy mówił jej podobne rzeczy, ona uśmiechała się do niego nie tylko ustami, ale oczyma także, miała spojrzenie pełne szczęścia; a ludzie tak chętnie wierzą w to, czego pragną.
January zwrócił się do przedmiotu, który zajmował go w tej chwili, może też z upragnieniem szczęścia pasierbicy łączyła się myśl inna. Anielka, szczególniej od czasu gdy dorosła, stała się przedmiotem głównej troskliwości Heleny, odrywała ją coraz częściej od niego.
— A potem — wyrzekł — klasztorne życie, jakie prowadzimy, nie koniecznie przypadać może do smaku młodej dziewczyny.
Bolesny wyraz przemknął po twarzy Heleny.
— Czy ona ci to wyznała? — spytała ze szczególnym niepokojem w głosie.
— Ona może nie wyznała tego nawet samej sobie; a jednak to byłoby bardzo naturalne.
— Ja przecież — przerwała Helena — więcej uczynić nie mogę.
— Uspokój się; prawdopodobnie Anielka teraz nadto zajęta jest Władysławem; ale inaczej.. inaczej musiałabyś przełamać się.
— Nigdy! nigdy! zawołała z ponurą energią; — to