Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla niego, nieszczęściem dla dzieci, nieszczęściem dla siebie samej.
— Dość! dość! przez miłosierdzie! — szepnęła, kierując się ku drzwiom, jakby ujść chciała przed strasznemi przepowiedniami, które jej rzucał.
Ale on mówił dalej:
— Pamiętaj pani! wszyscy cię przeklinać będą, jak ja cię przeklinam!
Tego było za wiele na jej siły. Zachwiała się i oparła o ścianę; świat cały kręcił się jej w oczach.
Pan Tytus nie miał już nic do dodania. Pastwił się nad nią, dowoli targał wszystkiemi strunami jej serca, wyszukując najboleśniejszych. Nie mogąc pomścić się inaczej, za towarzyszkę życia zostawiał jej trwogę i groźbę.

∗             ∗

Była to znowu wiosna. Majowe słońce świeciło wesoło na niebie; drzewa, pełne świeżej zieleni, radowały oczy szmaragdową barwą, a woń rozkwitłych bzów, róż i jaźminów, przepełniała powietrze.
Od dnia, w którym zadzierżgnęły się losy naszych bohaterów, mógł upłynąć rok jeden i mogło ich upłynąć dużo więcej, — niezmiennej natury nie podobna było o to zapytać, ani wysnuć z niej jakichbądź wskazówek.
Plantacye krakowskie i ogrody przedmiejskie, które się przy nich grupują, wyglądały świątecznie pod promieniami słonecznemi, a miryady gołębi, jaskółek i drobnych ptasząt napełniały raźnym świegotem powietrze.
W jednym z tych ogrodów, utrzymanym starannie wśród trawników i kwiatowych klombów, wznosiła się elegancka willa z werandą, obwieszoną zwojami dzikiego wina