Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystko... Nie będę usprawiedliwiać się daremnie. Stało się... Pomimo wszystko, są obowiązki, które spełnić pragnę, których nie wyrzeknę się nigdy!
— Powtarzam: mam pani powiedzieć słów kilka — wyrzekł, jakby nie zważając na to wszystko, co mówiła, jakby słów jej nie brał w rachunek.
Skierował na nią oczy zmącone, pełne w tej chwili nienawiści i gniewu, które przebijały przybraną maskę spokoju.
— Czy wiesz pani — spytał — jakie ci świat daje nazwisko?
Zbladła. Podniosła głowę, jakby zaprotestować chciała, i w milczeniu opuściła ją na piersi.
A on mówił dalej:
— Czy wiesz, że dzieci twoje wstydzić się będą wymawiać twoje imię?
— Nie mów tak! — zawołała — wiesz dobrze, jak je kocham! wiesz, że mi powierzyć je możesz.
— Powierzyć tobie?! — przerwał z wybuchem.
Załamała ręce, powtarzając głucho:
— Ja je kocham! oh, kocham!
Wzruszył ramionami z takim wyrazem lekceważenia, iż zrozumiała, że wszystkie prośby i zaklęcia byłyby nateraz daremne.
— Czy możesz pani wysłuchać mnie do końca? — spytał dalej, powracając do chłodnego tonu.
Nie była zdolną odpowiedzieć; skinęła głową. Pan Tytus zaczynał budzić w niej trwogę.
— Sądzisz pani, że skandal twojej ucieczki, któremu nie starałaś się nadać nawet żadnego pozoru, choćby dla przyzwoitości, utrze się, jak wszystko na świecie; myślisz, że ludzie zapomną o niej, skoro podoba ci się powrócić do domowego ogniska?