Strona:PL Waleria Marrené-January tom II 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W godzinę później, pan Tytus wchodził do mieszkania Heleny.
Hotelowa służąca prosiła go, by zatrzymał się chwilę, a sama poszła uprzedzić Helenę. Ta chwila samotności zrobiła na nim szczególne wrażenie, uwydatniając niejako położenie, jakie teraz względem żony zajmował. Zapytywał tych ścian nieznanych i samego siebie: czy nie jest pod wpływem złego snu? czy on to rzeczywiście był tutaj u swojej żony i czekał aż go zameldują? aż go przyjąć raczy?
I w miarę, jak czekał, targały nim coraz sprzeczniejsze uczucia: gniew i oburzenie mieszały się z niecierpliwością. Bo wreszcie on kochał tę kobietę przez lat dziesięć blizko. Była to jedyna miłość jego życia. Nie był zdolen analizować dokładnie wrażeń swoich, ale były one dziwne i składane; nie mógł oderwać oczu od drzwi, któremi wejść miała. Wreszcie otworzyły się te drzwi... weszła.
Przez chwilę spoglądał na nią, jakby pytał tego jasnego, spokojnego zwykle oblicza o zdanie rachunku z czynów.
Pan Tytus nie był wcale fizyognomistą, jednakże zobaczył na twarzy Heleny zmiany wyraźne. Marmur się ożywił, w oczach grały zmienne połyski, rysy straciły letargiczny spokój. Wyglądała, jak owa zaczarowana księżniczka, której zaklęcie zerwane zostało. Była blada, była smutna, była pomieszana; ale te wszystkie wrażenia chwili rysowały się przemienne na tle jakiejś wielkiej, trwałej, moralnej metamorfozy, czyniącej ją inną, niż była dotąd.
Stała o kilka kroków od drzwi, wzajem śledząc go niespokojnym wzrokiem, czekając, aż się pierwszy odezwie.
Myśląc naprzód o tej chwili, pan Tytus przygotował się na nią, a jednak zaskoczyła go ona, jakby znienacka. Spojrzawszy na Helenę, został olśniony. Wspomnienia obiegły go tłumnie. Rozum jego wiedział o przeniewierstwie