Strona:PL Waleria Marrené-Józwa Szymczak 24.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale ta pobożna pociecha, nie trafiła do rozżalonego serca Jóźwy. Wola Boska zdawała mu się zapewne okrutną.
— Nieboszczka pani — mówiła dalej kobieta — miała jakieś ziółka od kaszlu....
I zaczęła niezmiernie długą i bezładną historyę rozmaitych kaszlów, które temi ziółkami wyleczone zostały. Choćby jednak te ziółka posiadały moc cudowną, niepodobna ich było dostać z powodu, że przepis zaginął razem ze śmiercią właścicielki, która to śmierć przed kilku laty nastąpiła. Michałka zrozumiała wreszcie bezskuteczność swojej rady. Chciała jednak szczerze przyjść w czemkolwiek w pomoc Jóźwie i dla tego mówiła dalej.
— Wstąpię do Jagny, może jej czego potrzeba.
— Idźcie — odparł przez zaciśnięte zęby.
Poszła, ale oglądała się za nim.
— A czegóż wy tu stoicie — spytała znowu.
Nie było w jego naturze wywnętrzać się, a zresztą choćby i chciał, zapewne nie byłby potrafił tego uczynić. Nie odpowiedział nic. Po chwili jednak zawrócił się i powlókł on także do chaty.
Jagna blada jak chusta leżała na łóżku, krew rzuciła jej się ustami, a teraz była jakby nieżywa. Dzieci zbite w gromadkę spoglądały na nią z przerażeniem. Michałka krzątała się koło chorej kiwając głową i zawodząc.
— Już tobie nic nie pomoże niebożątko, już tobie się do śmierci gotować, a co będzie z temi sierotami. Oj biedniście wy Jóźwo, biedni! Ktoby się mógł spodziewać, kobieta młoda, kieby róża, a dziś co?
Nie był to z pewnością sposób właściwy zachowania się przy chorej. Ale pomiędzy wiejskim ludem, rzeczy nazywają się po imieniu, nikt przed rzeczywistością oczów nie zamyka, ani stara się ją drugim zasłonić, brak na to miejsca i czasu. Gadatliwa kobieta mówiła, co czuła, nie bacząc, jakie wrażenie na chorej zrobić może.