Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Natalia nie miała czasu zrozumieć doniosłości tych słów, bo on oderwał prawie od niej starą kobietę i poprowadził ją ku drzwiom salonu, odgadywała jednak niewyraźnie, że pomiędzy nią a tą rodziną istniał jakiś ukryty węzeł.
Marceli cofnął się od drzwi.
— Anno — szepnął z wyrzutem — o małoście się nie zdradzili; ona nie powinna wiedzieć.
Kobieta sobie ocierała oczy fartuchem.
— Darujcie paniczu — rzekła — ciężko to utrzymać słowa i łzy na widok dziecka, które się wypiastowało. Wy także macie oczy wilgotne.
Cecylia chciała wybiedz raz jeszcze, pożegnać księżniczkę, ale mąż ją zatrzymał.
— Zostań — wyrzekł — nie mamy już do niej żadnego prawa; po co próżno stawać na drodze hrabiego?
Emilian ujrzawszy Natalię gotową do wyjścia, zawahał się przez chwilę, jak gdyby on także oczekiwał na coś. Zrozumiał jednak szybko, iż gospodarz domu nie zechce narzucać mu dalej swojej obecności, że nie chciał uważać go za gościa. I nieprzełamana duma tego człowieka uczyniła na nim znowu dziwne wrażenie. Przy nim bowiem zostawało zwycięztwo, i gdyby Emilian chciał się z nim rozliczyć, musiałby przyznać, iż dług zaciągnięty był tak wielki, iż z trudnością kiedykolwiek mógł być spłacony.
Dziś i dawniej Marceli wykonywał to, co on, hrabia Romiński, powinien był wykonać; on czuwał nad księżniczką, uratował jej życie, powrócił jej zdrowie ducha i ciała, on wreszcie dał przytułek i schronienie starej mamce, wypędzonej w chwili gniewu przez Emiliana, który tego nieraz żałował. I za to wszystko nie przyjął nic, nawet podziękowania. A jeśli przez jedną minutę zniżył się do prośby, prośba ta miała na celu księżniczkę. Bądź jak bądź, nie były to codzienne fakta, i pomimo wszystko hrabia musiał opuścić domek nad Wisłą z szacunkiem