Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panie hrabio, próżnych przymówek. Pytaj, będę odpowiadał, domysły zaś do niczego nie prowadzą. Zdaje mi się, iż dotąd nie możesz mieć najmniejszego prawa podejrzewać mojej dobrej wiary.
Było w tych słowach tyle spokojnej godności, iż Emilian szybko zmiarkował niestosowność swego postępowania. Przywykł on od tak dawna do szyderczego tonu, iż mimowoli prawie ironia nasuwała mu się na usta przy każdem głębszem wzruszeniu, jako maska, po za którą się chował. Tutaj jednak maska była niepotrzebna, należało ją z góry odrzucić. Zresztą, pomimo całej nienawiści, jaką miał do Marcelego, człowiek ten imponował mu swojem obejściem, a jeszcze na domiar złego, przez uratowanie i pielęgnowanie Natalii miał prawo do wdzięczności. Nie odzywał się wprawdzie z tem prawem, jednak ciążyło ono na hrabim tem silniej, widział bowiem dobrze, że miał do czynienia z jednym z tych rzadkich ludzi, których zasługi spłacić się nie dadzą żadną z monet, mających kurs ogólny. Widocznie ten prowincjonalny doktor nie przyjąłby ani pieniędzy, ani podziękowań, ani hrabiowskiej przyjaźni, gdyby mógł mu ją ofiarować. Dług ten musiał wiecznie długiem pozostać, i to właśnie do rozpaczy doprowadzało Emiliana.
— Więc — zapytał po chwili — pan możesz mi zaręczyć, że księżniczka nie miała żadnych stosunków ze swoim uwodzicielem?
— Żadnych, i co większa, mieć ich nie pragnęła; on sam zabił się w jej w sercu.
— Pan go potępiasz?
— Nie mam do tego prawa, wiem tylko, że uczciwy człowiek do ostatniej kropli krwi nie powinien opuścić kobiety, która zawierzyła mu swą przyszłość; zdaje mi się, iż pan hrabia masz to samo przekonanie.
— Z pewnością nie mam zamiaru go bronić, przecież działał on pod naciskiem musu.