Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie, że Aurelia nie była tak winna jak sądził, iż zgrzeszyła więcej może lekkomyślnością niż fałszem, przecież nie mógł tego uznać od razu.
— Masz pan słuszność — rzekł Marceli po chwili milczenia — zbyt długo zatrzymywaliśmy się na przeszłości; zdaje mi się, iż czas byłoby powrócić do istotnego przedmiotu naszej rozmowy.
Hrabia spojrzał niepewnym wzrokiem. Dla niego przeszłość ta realniejszą była od obecności, nie mógł od niej oderwać myśli swojej. Przecież po chwili zapanował wysileniem woli nad wrzącemi wspomnieniami, i przybierając znowu chłodny ton pierwotny, rzekł:
— Tak, powróćmy do Natalii. Cóż mi pan masz więcej powiedzieć na usprawiedliwienie tak długiego milczenia?
— Przepraszam pana hrabiego, nie myślałem usprawiedliwiać się w tym względzie. Księżniczka zostawała pod moim dachem, dopóki to sama uznawała za stosowne. Najprzód zatrzymywała ją niebezpieczna choroba, póżnie rekonwalescencja, a wreszcie własna wola.
— I Natalia dowiedziała się zapewne o dawnych stosunkach, jakie łączyły pana z naszym domem? — wyrzekł Emilian z nieskrywaną goryczą.
— Nie widziałem żadnej potrzeby uwiadamiać jej o tem — odparł Marceli — rozkazałem nawet Annie, aby nie wydała się mimowolnie.
Hrabia odetchnął swobodnie.
— Zapewne także — rzekł — płocha miłostka księżniczki z nauczycielem, która stała się powodem tej całej katastrofy, musiała znaleść w panu współczucie; pan Romuald Kalina był także bardzo młody i miał czułe serce.
— Mógłbym odpowiedzieć — rzekł dobitnie Marceli — iż domysły pana hrabiego są obraźliwe dla mnie, ale przyszedłem tutaj przygotowany na wszystko; nie mogę wymagać, byś pan miał o mnie dobre wyobrażenie, a zresztą mało mi na tem zależy; oszczędź więc sobie,