Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Był to więc rodzaj zaocznej sprawy, wytoczonej domowi memu — rzekł Emilian, zaciskając wargi.
— Możesz pan to nazwać jak mu się podoba; czyniłem to, co uważałem za swój obowiązek.
— Obowiązek! — powtórzył nieco szyderczo hrabia — jak widzę, słowo to dzisiaj weszło w modę; od jakiegoś czasu je słyszę powtarzane na wszystkie tony; szkoda tylko, że ci, co je zawsze mają na ustach, najmniej w czyn je wprowadzają.
— Nie rozumiem pana — rzekł dumnie Marceli — i nie dałem nigdy najmniejszego prawa wątpić o mojej uczciwości. Wypełniałem zawsze to, do czegom się zobowiązał, a pan, panie hrabio, możesz o tem sądzić lepiej, niż każdy inny.
— Pan, pan, — zawołał gorączkowo Emilian — powracasz do przeszłości?
— Dlaczegożby nie? Czem przeszłość ta była dla mnie, ja to wiem jeden; przecież jeśli zostawiła mi ona w pamięci wiele bolu, ból ten nie był zmięszany z wyrzutami sumienia.
— A więc mówmy o niej, skoro gwałtem powraca nam na usta; mówmy o tej przeszłości, którą przeklinałem lat tyle, którą daremnie chciałem wymazać z myśli; niech raz usłyszę, jaką ona była.
Hrabia powstał wymawiając te słowa, i stanął naprzeciw Marcelego z wyzywającym wzrokiem, z ustami zaciśniętemi zbyt długo tłumionym gniewem.
— Czy być może — rzekł doktor powoli — byś hrabia nie znał tej dawnej powieści?
— Kogoż miałem o nią zapytać? kogo? Czy tej kobiety, co była powiernicą waszą? którą wypędziłem za list, schwytany w jej ręku? czy też... Usta, które raz skłamały, nie mogły mieć u mnie wiary.
— I dzisiaj, po tylu latach, hrabia chcesz mię o to zapytać?