Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 240.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nikt nie wie, że się u nas znajduje?
— Dotąd nie; traf posłużył mi dziwnie szczęśliwie; miejsce to jest odludne, szczególnym trafem nikt nie był świadkiem wypadku, a tak często w domu naszym znajdują się chorzy, iż obecność tutaj Natalii nie zwróciła dotychczas niczyjej uwagi. Lada dzień jednak rzecz wydać się może.
— Cóż wówczas uczynimy?
— Nie wiem — odparł — pomyślę o tem, gdy czas nastąpi, ale to wiem dobrze, iż nie oddam jej rodzinie, dopóki tego sama nie zapragnie.
— Czyż rodzina ta byłaby bez miłosierdzia?
— Nie wiem, zbyt dawno straciłem ją z oczu. Zresztą, nie znam istotnego stopnia winy Natalii, ani stosunków jej z siostrą i szwagrem, z tego jednak, co sądzić mogę, stosunki te nie były wcale serdeczne, bo inaczej biedne to szlachetne dziecko nie byłoby nigdy doszło do podobnej ostateczności.
— I oni jej poszukują?
— Poszukują niezmordowanie; dlatego też zapytywałem samego siebie, czy nie należałoby mi uwiadomić ich, a przynajmniej uspokoić co do jej życia. Uczyniłbym to może, gdybym miał do czynienia z innymi ludźmi, ale któż mi zaręczy, że postąpią jak należy, że siłą nie zechcą wydrzeć ztąd księżniczki i że ona może bezpiecznie pod dach ich powrócić? Dopóki wierzą w jej śmierć, jestem niejako panem położenia; lękam się stracić mojej przewagi.
— Jednak, jeżeli oni ją kochali pomimo pozorów, jeżeli wyrzucają sobie to, co się stało? — wyrzekła kobieta.
Marceli milczał czas jakiś, ważąc w myśli trudności, jakie go otaczały; nie mógł przecież nic zdecydować bez porozumienia się z Natalią, postanowił więc czekać.
Dni upływały w spokoju i ciszy w domku nad Wisłą, chora zupełnie przyszła do zdrowia, ona także