Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

iść ich śladem, ty powinnaś nie mieć sobie nic do wyrzucenia przeciw nikomu. Mógłbym być ojcem twoim, panno Natalio, dlatego mam prawo przemawiać w ten sposób; nie patrz na to, czem są czyny innych, ale na to, jakimi twoje być mają.
— Masz pan słuszność — zawołała, porwana prostą wymową tych słów, płynących z serca — a jednak...
Zatrzymała się, nie chcąc dokończyć, czuła bowiem, iż obowiązkiem jej było powrócić do rodziny, a obowiązku tego nie miała siły spełnić jeszcze.
On zrozumiał ją zapewne, bo wyrzekł z uśmiechem:
— Są w życiu trudne chwile do przebycia, są bolesne konieczności, wiem o tem aż nadto, z sumieniem jednak zarówno jak z koniecznością targować się nie można.
— Więc pan mi doradzasz? — spytała, wlepiając w niego oczy.
— Nic nie doradzam — przerwał — doradzać nie mam prawa; człowiek najlepiej sam drogę swoją rozróżnić może, sam wiedzieć, co winien sobie i drugim. Dlatego też najmniej według faktów istotę rzeczy sądzić można; fakt jest wypadkową najrozmaitszych danych, fakt sam jest niczem bez pobudek, i względnie do rzeczywistej istoty człowieka, pozostaje zawsze pozorem.
— Tak! — zawołała, rozumiejąc tę doktrynę pełną miłosierdzia i mądrości — szczęśliwi ci, co żyją i rozwijają się pod pana kierunkiem!
— Nie kieruję nikim, panno Natalio, a z każdym dzielę się chętnie tem, co uważam za prawdę.
— Gdybym ja pana była znała wcześniej, gdyby ktokolwiek do mnie przemówił był w ten sposób...
— Sądzisz może pani, iż życie twoje byłoby poszło odmiennym torem? — rzekł z uśmiechem. Zdaje mi się, iż się mylisz. Dzisiaj słowa moje mają dla ciebie znaczenie, którego wczoraj nie miały; przychodzą w porę właściwą.