Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy, byłoby to za wiele powiedzieć — odparł — omyłka jednak podobna idzie na szkodę tych, co oszukują, nie zaś tych, co oszukani zostali.
— Nie pojmuję pana — zawołała.
— A jednak to bardzo proste: ja tracę tylko w takim razie szacunek dla drugich, oni tracić go muszą dla samych siebie.
— A zawód doznany? — szepnęła mimowolnie, stosując te słowa do swego własnego położenia.
— Zawód? — powtórzył Marceli z nieujętym wyrazem w głosie. Dla dzieci jest to nauka życia, ludziom trafia się on rzadko bardzo, skoro zrozumieją z doświadczenia, iż praktyczna mądrość bytu zasadza się właśnie na pojęciu obowiązków naszych względem bliźnich, a na zredukowaniu obowiązków ich względem nas samych do minimum możliwości.
— Niesprawiedliwym jesteś dla bliźnich, Marceli — rzekła Cecylia, mieszając się do rozmowy, której słuchała w milczeniu.
— Nie — odparł, biorąc jej rękę — nie mówię tutaj o tobie; my jesteśmy wzajem dla siebie dopełnieniem własnej istoty.
Przycisnęła usta do ręki jego i zamilkła, trzymając ją w swoich, a Natalia podchwyciła z żywością:
— Więc dlatego gotowi jesteście odpowiadać na moje pytania, nic nie badając w zamian? Tym sposobem stawiasz mię pan na równi z owymi bliźnimi, od których nic wymagać nie można pod karą zawodu.
— Nie, panno Natalio — wyrzekł z pewną powagą Marceli — widziałem dobrze, iż byłaś nieszczęśliwą, a życie nauczyło mię szanować nieszczęście jak świętość.
— I pan nie wiesz, kto jestem?
— Być może, iż się domyślam, ale domysły swoje zachowam w tajemnicy, dopóki pani tego żądać będziesz; one nie upoważniają mię do niczego.