Strona:PL Waleria Marrené-Błękitna książeczka 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śniony promieniami słońca i słońcem uśmiechnionych twarzy ludzkich, był dla niej daleko milszy od wspaniałych apartamentów, pełnych znudzenia i posępności, w jakich przebywała dotąd.
Sądziła, iż z powracającem życiem powrócą jej do serca męki wycierpiane i znowu obudzi się w niej żądza śmierci, a przynajmniej poczucie niepodobieństwa dalszego bytu. Tymczasem stało się inaczej. Ku wielkiemu swemu zdziwieniu spoglądała w przyszłość z jakąś nową, nieznaną dawniej ufnością, a o przeszłości myśleć mogła bez tego palącego bolu, który pozostał jej w pamięci. Postać Romualda przesuwała się w mgle wspomnień niewyraźna, zatarta i obojętna. Nie pragnęła widzieć go więcej, nie uciekała pamięcią do chwil minionych, przeciwnie, na tym punkcie doznawała jakiegoś nieokreślonego uczucia, jak gdyby dotykała świeżo zabliźnionej rany. Była to przykrość tylko, nie cierpienie.
Faktu tego samej sobie wytłómaczyć nie mogła. Czyż ta wielka szalona miłość, co popchnęła ją do tak ostatecznych kroków, była tylko marą wyobrażeń, fantazją niespokojnego serca? To pytanie samo dowodziło nadzwyczajnego postępu i fazy moralnego zdrowia, w którą wchodziła.
Nadszedł też dzień, gdzie według przepowiedni Marcelego mogła usiąść na fotelu przy łóżku, a mąż i żona gotowi byli odpowiadać na pytania, jakie im zadać pragnęła. A jednak Natalia nie spieszyła się z niemi, czuła bowiem dobrze, iż oni w zamian mieli prawo badać ją także, dowiedzieć się nazwiska, położenia społecznego, jakie zajmowała, powodu opuszczenia i rozpaczy. Dotąd powiedziała im tylko chrzestne imię swoje, to wystarczało do codziennych potrzeb; teraz czuła, że im winna wiele więcej, i zamiast pytać, gotowa była odpowiadać. Siedziała więc zamyślona, z czołem wspartem na dłoni, gdy Marceli przerwał panującą ciszę.